Odbywająca się w dniach 23 – 25. VII. po raz XXVIII Łemkowska Watra z Zdyni, w Beskidzie Niskim, jest największą imprezą zrzeszającą ludzi o korzeniach łemkowskich na świecie. Przyjeżdżają nieraz z dalekich zakątków świata, nawet Stanów i Australii. Tu, na ziemiach ojców wspominają kulturę, na którą w połowie XX wieku zapadł wyrok licznych przesiedleń, zwanych zręcznie przez ówczesne władze państwowe procesem „asymilacji”. W jego wyniku Łemkowie, od pokoleń skupieni na terenach Beskidu Niskiego zostali rozproszeni. Przesiedlano ich „umiejętnie”, tak by w żadnym z nowych miejsc pobytu nie mogli stworzyć większego skupiska.
W takich warunkach kultura łemkowska miała nikłe szanse na przetrwanie. A jednak. Watra jest przykładem na wielką siłę i potrzebę kultywowania tradycji.
I rzeczywiście, dało się wyczuć klimat poczucia wspólnoty. Jednak wartościowa idea Watry została zatracona przez niedociągnięcia organizatorów. Ich powodem był… deszcz. Największym
zainteresowaniem w czasie intensywnych opadów cieszył się namiot piwny jednego ze sponsorów. Panowała w nim atmosfera daleka od świątecznej. Ścisk, błoto i swawolne przyśpiewki.
Watra, według założenia, pretendująca do bycia imprezą łączącą ludzi ponad narodowością, okazała się hermetyczna: od napisu w języku łemkowskim widniejącego za sceną poczynając, na zapowiedziach konferansjerów, przedstawiających zespoły taneczne i artystów kończąc. Nie każdy – śmiem twierdzić, niewielu – Polak, zwłaszcza młodego pokolenia potrafi poradzić sobie ze zrozumieniem cyrylicy.
Kolejnym mankamentem okazał się brak programu dostępnego przed imprezą na stronach internetowych organizatora. Również przy kasach nie dostałam książeczki, która informowała by o przebiegu
wydarzeń.
Spodziewałam się zastać święto kultury Łemków. Zobaczyłam festyn, gdzie obok krywulek - charakterystycznych naszyjników łemkowskich - sprzedawane są lody włoskie, zapiekanki i golonka.
Spodziewałam się poznania tradycyjnych potraw Łemków - choćby receptury wyrabiania połaznyka, chlebka pieczonego na święta Bożego Narodzenia - zadowoliłam się kurczakiem z rożna.
Klimat targowiska dopadał już przed wejściem na tereny Watry. Liczne stragany niejednokrotnie oferujące artykuły dalece „niełemkowskie” sprawiały wrażenie, iż to raczej święto drobnego handlu
obwoźnego aniżeli kultywowanie tradycji we wszelkich możliwych jej przejawach.
Gwoździem do trumny okazały się wybory łemkowskiej miss. O dziwo, także dwóch panów starało się o ten tytuł, eksponując swoje niezgrabnie wypchane „wdzięki”. To spowodowało, iż poczułam się znowu
jak za starych dobrych czasów: na pierwszym roku studiów podczas integracyjnego obozu studenckiego, suto zakrapianego napojami wyskokowymi.
Narzuca się porównanie: Bukowina Tatrzańska i wybory nojśworniejszej górolicki. Szkopuł wcale nie tkwi w tym, że Podhale dysponuje o wiele większymi zbiorami zachowanego folkloru. Łemkom po
roku 1947, kiedy to miały miejsce przesiedlenia, nie zostało z tego wiele. Jednak należy zwrócić uwagę przede wszystkim na podejście do tematyki kultywowania tradycji.
Zastanawiam się, dlaczego nie piszę o muzyce. Dlatego, iż w pierwszej kolejności moją uwagę jako „zwykłego, niełemkowskiego odbiorcy” przykuła właśnie niemożność poznania kultury
łemkowskiej.
Pomimo całej otoczki muzyka Watry się broni. Wystąpiły liczne zespoły i artyści solowi: legendarna Lemkowyna prezentująca najstarszy folklor Łemków, Serencza – zespół folkowy budujący swój
repertuar w oparciu o tradycyjne pieśni łemkowskie, hip-hopowa Flajzzza czy rockowo-folkowy Czornyj Mocher.
Wystąpiło też wiele zespołów dziecięcych, jak Wereteno z Łosia, prowadzony przez jedną z najznakomitszych pieśniarek łemkowskich, Julię Dosznę, która organizuje także warsztaty pieśni
łemkowskiej. W ten sposób krzewi tradycję wśród młodszych ale i starszych pokoleń. I gdyby nie ciągły deszcz oraz brak jakiegokolwiek zadaszenia miejsca dla słuchaczy, które mimo wszystko nie
przypominało parametrem warszawskiego Bemowa, odbiór byłby zapewne większy.
Oprócz sceny muzycznej, nowum na Watrze była scena literacka. Za jej pośrednictwem można było się zbliżyć do „twórczości słowa” Łemków oraz literatów zafascynowanych światem Łemkowszczyzny. W tym
roku na Watrze gościł Andrzej Stasiuk od lat zamieszkujący Beskid Niski.
Pomimo niedogodności pogodowych, uroczyście rozpalona podczas inauguracji watra, płonęła do końca. Słuchacze - Łemkowie, Ukraińcy i Polacy - dopisali, choć niejednokrotnie musieli przypłacić to
ubłoconymi spodniami, nie mówiąc już o obuwiu. Imprezy plenerowe są wydarzeniami złożonymi, na które składa się szereg aspektów towarzyszących. Dlatego w przypadku tegorocznej Łemkowskiej Watry
pogoda, niestety, stała się czynnikiem decydującym o wątpliwej dogodności odbioru muzyki, która mimo wszystko – nie zawiodła.
Weronika Spyrka
fot. Zuzanna Nasidlak