Wigilie znane były już w Starym Testamencie. Obchodzono je przed każdą uroczystością, a nawet przed każdym szabatem. Było to przygotowanie do obchodu świątecznego. Izraelici zwali je "wieczorem". W Nowym Testamencie wigilie również były obchodzone. Rozpoczynano nimi obchód święta. Trwały one od trzeciej po południu do wieczora. Przysposobienie wigilijne miało na celu przygotowanie potraw (by nie naruszyć święta) oraz odprawienie przepisanych modlitw i ceremonii rytualnych.
Uroczysta wigilia Bożego Narodzenia wywodzi się z tamtej tradycji i liturgii. Słowo "wigilia" pochodzi od łacińskiego czasownika "wigiliare" i oznacza czuwanie. Taki był dawniej zwyczaj w Kościele, że poprzedniego dnia przed większymi uroczystościami obowiązywał post i wierni przez całą noc oczekiwali na tę uroczystość modląc się wspólnie. Uroczyście przeżywany dzień wigilijny był natchnieniem do powstania wielu obrzędów domowych1 .
Tradycyjnie w wigilię Bożego Narodzenia zachowywany jest post ścisły. Istniała w powszechnym przekonaniu świadomość, że zwyczaj ten jest zgodny z praktyką dawnych chrześcijan. Przepisy postne Kościoła greckokatolickiego, ustalone na synodzie zamojskim (1720 r.), mówią o poście od mięsa w tym dniu. Podobny post miał obowiązywać przez wszystkie piątki całego roku oraz we wigilię Jordanu, jak również w uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego i ścięcia głowy Jana Chrzciciela. Post jakościowy, czyli wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, trwał aż do północy, natomiast post ilościowy trwa aż do ukazania się pierwszej gwiazdy na niebie2.
W wigilię Bożego Narodzenia obchodzi Kościół na Wschodzie tzw. Naweczerie Rożdestwa Chrystowoho. Rano odprawiana są tzw. "czasy carskie" i Służba Boża św. Bazylego po wieczerni, o ile nie przypada w sobotę albo w niedzielę. Wigilia w tradycji łemkowskiej uważana była prawie za święto. Każda rodzina na Łemkowszczyźnie dzień ten obchodziła bardzo uroczyście, choć zwyczaje w różnych wsiach trochę się różniły. Bywało nawet, że w jednej wsi (jeśli była duża) dzień wigilijny różnie obchodzono.
PRZYGOTOWANIA DO WIECZERZY WIGILIJNEJ.
Cały dzień wigilijny przebiegał na przygotowaniach do wielkiego święta. Gospodarz robił porządki w gospodarstwie - z obory wyrzucał obornik, przygotowywał bydłu paszy na kilka dni, a pod wieczór do syta je nakarmił, aby i ono na "świat-weczir" (święty wieczór) dobrze powieczerzało. Każdej krowie dawał pięknego wiosennego siana i parę garści owsa, a nawet po kawałeczku chleba z czosnkiem. W tym dniu nie wykonywano ciężkich prac, szczególnie hałaśliwych. Gospodarz jechał do lasu bez względu na pogodę, aby powiadomić mieszkańców lasu - zwierzęta leśne - o nadchodzących świętach (Nowa Wieś) i zanieść im karmę (Łosie). Do zadań gospodarza należało również przygotowanie sieczki, drewna na opał. Nie wolno było zabijać świni (Powroźnik).
Cały ranek wigilijny upływał na przygotowaniu wieczerzy i odpowiednim przybraniu izby. Tradycyjną formą świątecznej dekoracji były przede wszystkim "pająki", zwane "pawłukami". Przypominały one swoim wyglądem kościelne żyrandole. "Pawłuk" był wykonany z kolorowego papieru, ozdobiony był świeczkami, cukierkami, łańcuszkami. Przygotowywało go starsze dziecko, przeważnie panna. W niektórych miejscowościach (Tylicz, Muszynka, Czyrna, Izby) wieszano u powały "światy", tj. białe gwiazdki wycinane z opłatków.
W izbie robiono ogólne porządki. Nie bielono całych ścian, ale bielono połacie koło pieca (Nowa Wieś). Przystrajano gałązki jodłowe kolorowymi wstążkami i tak przygotowane umieszczano na ścianach obok obrazów. Szczególnie honorowany był obraz Świętej Rodziny (Tylicz). Szorowano drewniane sufity, podłogi, zmieniano pościel, myto okna, naczynia. W ciągu dnia pracowano jak zwykle, ale gdy słońce zaszło za górę i pierwsza gwiazdka pokazała się na niebie, to każdy kończył robotę, bo mówiono, że to już święto i grzech dalej pracować.
PRZYRZĄDZANIE POTRAW.
Wieczerzę wigilijną powszechnie określano mianem "welija" lub "świata weczeria'", rzadziej "świat-weczir". Wieczerz wigilijna składała się z ustalonego zestawu i liczby potraw obrzędowych. Do czasu II wojny światowej potraw musiało być według powszechnej opinii koniecznie nie do pary: pięć, siedem lub dziewięć. Parzysta bowiem liczba powodowała niepowodzenie w gospodarstwie.
Tego dnia gospodynie od samego rana kręciły się po kuchni, gdzie się gotowało, piekło i smażyło. Po izbie rozchodziły się różne zapachy potraw. Wieczerza musiała być postna, bez masła, mięsa, tylko na oleju. Kutię i keselycię3, dobrze pomaszczone olejem, uważało się za główne i niezastąpione potrawy. Zwykle przygotowywało się ich dużo, aby wystarczyło na drugi dzień. Starsze dzieci już od święta pomagały mamie w pracy przy gotowaniu, tarciu maku, noszeniu drewna oraz wody.
Potrawy gotowano ze wszystkich roślin rosnących w polu, w celu zapewnienia sobie urodzaju w nowym roku. Uczestnicy wieczerzy byli zobowiązani do spróbowania wszystkich potraw, by nie zabrakło ich w przeszłym roku4. jadło było postne. Co należało omaścić, to "kraszono" olejem lnianym. Obrzędowym pieczywem związanym ze świętami Bożego Narodzenia jest na Łemkowszczyźnie wschodniej okrągły chleb, tzw. "kraczun", a na zachodniej małe "połaznyki", przypominające kształtem osełkę masła, które rozdaje się w pierwszy dzień świąt "połaźnikom", tj. chłopcom przychodzącym z życzeniami5.
CHOINKA.
Tradycja drzewka choinkowego wywodzi się z głębi wieków. Można jej doszukać się jeszcze w czasach pogańskich. Znawcy zagadnienia wskazują, że zwyczaj przystrajania choinki i zapalania świeczek na niej pojawia się jako skutek wielkiego szacunku do drzew. Wyrazem tego było powstanie w średniowieczu legend o cudownym drzewie życia, na którym rosły przecudne płody i śpiewały rajskie ptaki. Pogląd ten spowodował, że Niemczech utwierdziło się przekonanie, iż tym drzewem była wiecznie zielona jodła, i to ona właśnie stała się symbolem życia. Tego samego wiecznego życia, które przyniósł ludziom narodzony w Betlejem Chrystus. W Niemczech podkreślano ten fakt przez zapalenie świeczek na choince w święto Narodzenia Chrystusa, stamtąd też zwyczaj ten rozszerzył się na inne kraje6.
Na Łemkowszczyznę zwyczaj przystrajania choinki dotarł najprawdopodobniej na przełomie XIX i XX w. za pośrednictwem reemigrantów ze Stanów Zjednoczonych. Łemkowie nazywają choinkę "jaliczką", co oznacza jodełkę. Choinkę przystrajano przeważnie w domach bogatych gospodarzy lub tam gdzie były małe dzieci. Ubierały ją starsze dzieciaki, przeważnie dziewczęta. Choinki osadzano na drewnianych krzyżakach i stawiano wprost na ziemi naprzeciw okna lub na ławce, albo nawet na stole. Ubierano je łańcuchami z białej bibuły i ciętych słomek, pajacami z wydmuchanych skorup jaj i koszyczkami z papieru. Oprócz tego wieszano obowiązkowo na choinkach jabłka, orzechy i ciastka własnego wyrobu. Na szczycie choinki zawsze umieszczano gwiazdę. Okres przechowywania drzewek był różny - do Nowego Roku lub do Trzech Króli.
Przeważnie gospodarz przywoził z lasu dwie choinki, z których jedną umieszczał w mieszkaniu a drugą na dworze wbijał do gnojownika. Choinka wbita do gnojownika wróżyła urodzaj, szczególnie wtedy gdy przyczepił się do niej świeży śnieg (Czyrna, Żegiestów). Na tej choince zawieszano przeważnie stare puszki, do których sypano zboże, aby na wigilię przywabić ptaki (Tylicz). Z tej też jodełki łamano gałązki i kładziono na stole na krzyż. Służyły one jako kropidło w czasie kolędy księdza, a także robiono z nich dekorację przy obrazach na święto Jordana (Szczawnik). W niektórych miejscowościach ustawiano choinkę na zewnątrz przy drzwiach wejściowych do domu (Wierchomla).
Choinka, która przywodzi na myśl "drzewo życia", jest symbolem na wskroś chrześcijańskim. Ubiera się ją w dniu, w którym wspominamy naszych pierwszych rodziców - Adama i Ewę. Przypomina nam ona naukę o upadku i odkupieniu rodzaju ludzkiego. Pierwsi rodzice przez nieposłuszeństwo sprowadzili śmierć na ludzkość. Cały bieg wydarzeń historii świętej do tego zmierzał, aby pokazać jak Bóg przywraca człowiekowi drogę do drzewa życia, którą utracił, czyli dar nieśmiertelności. Otrzymaliśmy go jako owoc drzewa krzyża Chrystusowego. W eschatologii prorockiej Ziemia Święta jest ukazana jako "raj na nowo odzyskany", którego cudowne drzewa "będą dostarczać człowiekowi pożywienia i lekarstwa" (Ez 47, 12). Obrzęd umieszczenia w mieszkaniach choinek ma więc głęboki sens teologiczny7.
WIECZERZA WIGILIJNA.
Stół odgrywał najważniejszą rolę w sprawach obrzędowych wspomnianego okresu. Znajdował się on przeważnie na środku izby. Wokół niego ustawiano ławki. Na stole umieszczano cienką warstwę siana (Tylicz) lub owsa (Czyrna), na którą rozścielano biały obrus. Pod obrus dawano również pieniądze (Czyrna) lub cztery rodzaje zboża na cztery rogi stołu (Łosie). Na tak przygotowanym stole stawiano spodek, w którym znajdował się owies i jęczmień (Tylicz) lub wszystkie gatunki zboża (Wierchomla), a niekiedy dodatkowo również żwir przyniesiony z koryta rzeki (Roztoka) oraz kartofle (Muszynka). Zboże mieszano potem na wiosnę ze zbożem przeznaczonym do siewu, co miało przynieść błogosławieństwo we wzroście. Na stole stawiano jeden (Tylicz), dwa (Wawrzka) lub trzy chleby (Muszynka). Obok chleba umieszczano spleciony wianek czosnku (Czyrna).
Pod stołem, na rozścielonej słomą lub sianem podłodze, kładziono m. in.: kleszcze, lemiesz, młotek, siekierę, zamkniętą kłódkę, motykę, nożyk, kosę, łańcuch. Znaczenie tych żelaznych przedmiotów, które gospodarz przynosił do domu przed rozpoczęciem wieczerzy wigilijnej było różne. Siekierę kładziono, aby gospodarz dobrze rąbał, lemiesz, aby gospodarzowi się dobrze orało. Według wierzenia ludowego zamknięta kłódka miała chronić rodzinę i gospodarstwo od wszelkich plotek.
Ogólnie znanym zwyczajem było rytualne związywanie wigilijnego stołu żelaznym łańcuchem, co w badanych miejscowościach informatorzy objaśniali tak: "żeby było szczęście w handlu" (Roztoka), "żeby gęsi latem trzymały się stada" (Wierchomla). Podczas wieczerzy wigilijnej wszyscy członkowie rodziny trzymali bose stopy na wspomnianych przedmiotach żelaznych, "żeby być tak mocnym i twardym jak żelazo" (Tylicz), lub "żeby nie mieć na nogach nagniotów" (Jastrzębik)8.
Symbolika tego obrzędu chłopskiego jest głęboka. Wieczerzę przeżywano jako swoistego rodzaju akt kultu. Człowiek chciał przedstawić Stwórcy symbol swego całorocznego trudu, pracy swoich rąk i niepokoju o dzień następny. Dlatego obok stołu, który był ołtarzem rodzinnym, kładł żelazo pługa, prosząc jakby o Boże błogosławieństwo, o uświęcenie tej rzeczy i czynności z nią związanych.
Przed wieczerzą wigilijną gospodarz przynosił do izby snop żyta lub owsa ewentualnie pszenicy lub jęczmienia. Snop ten odkładany był na tę okoliczność jeszcze latem w czasie żniw (Tylicz) lub w czasie młocki jesienią (Czyrna). Miał on różne nazwy: "dido" (Powroźnik), "did" (Szczawnik) lub "diduch" (Roztoka). Stał w izbie do Nowego Roku (Łosie), do Jordana (Tylicz) lub do kolędy (Żegiestów). Symbolizował urodzaj, Boże błogosławieństwo. W dawnych czasach zastępował choinkę.
Wieczerzę rozpoczynano wraz z ukazaniem się pierwszej gwiazdy, która w tradycji łemkowskiej nosi nazwę "zirka" (powsz.), "zoria" (Muszynka), "zyrnycia" (Wierchomla). Łosie) lub "zyrnyczka" (Żegiestów). Wypatrywał jej gospodarz (Tylicz), dzieci lub ktoś wyznaczony z rodziny (Muszynka). Symbolizuje ona gwiazdę betlejemską.
Przed wieczerzą cała rodzina szła z ojcem myć się do potoku. Ojciec stawał na lodzie nad przeręblą, nabierał garściami wodę i przemywał twarz trzy razy, a za nim robił to każdy z rodziny. W niektórych miejscowościach (Muszynka, Izby, Tylicz,) młodzież myła się w rzece, a starsi w domu. jeden z członków rodziny w drewnianym wiaderku przynosił wodę z rzeki do domu wraz z drobnymi kamyczkami, aby było takie zboże jak te kamyczki (Muszynka). Do wody wrzucano też pieniądze, żeby być zdrowym i cieszyć się dostatkiem (Muszynka, Szczawnik), oraz żeby być czerstwym jak woda i niezłomnym jak stal (Wawrzka). Myli się wszyscy, nawet chorzy, którym ten obrzęd miał przywrócić zdrowie (Powroźnik, Szczawnik). Potem wiaderko z wodą stawiano obok stołu i wrzucano do niego po trzy łyżki każdej strawy dla rogacizny (Wierchomla, Wojkowa).
Następnie zapalano świeczkę i cała rodzina zasiadała do wieczerzy. Najpierw gospodarz, a za nim cała rodzina głośno śpiewała:
Rożdestwo Twoje, Chryste Boże nasz,
wosija mirowi swit razuma.
W nem bo zwizdam służaszczi zwizdoju uczabusia
Tebi kłaniatisia, Soncu prawdy,
i Tebe widity z wysoty Wostoka,
Hospody, sława Tebi.
Następnie odmawiali jeszcze modlitwę. Rozpoczynał ją ojciec lub matka, a prowadziła przeważnie matka. Na treść modlitwy składało się: Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, katechizmowe prawdy wiary. Modlono się głównie w następujących intencjach: za dusze zmarłych, o zdrowie, o błogosławieństwo Boże w pracach polowych i wychowaniu dzieci.
Po modlitwie gospodarz kroił prosforę9 i dzielił ją między wszystkich. Kolacja składała się z siedmiu, dziewięciu, a czasami dwunastu dań. Wcześniej jednak liczba była nieparzysta. Dania były postne, z wykluczeniem mięsa i nabiału. Były to przeważnie śledzie, keselycia, bobalki, grzyby, groch, barszcz, pierogi, kapusta, kompot ze śliwek. Spożywano dania z jednej miski drewnianymi łyżkami. Gdy odkładano łyżki to blisko siebie, aby nie dotknąć sąsiedniej, bo będzie kłótnia przez cały rok. Dając miskę ze strawą gospodyni mówiła: "Chrystos rażdajetsia!" Najpierw spożywano chleb z czosnkiem, aby być "czesnym" (uczciwym). Podczas wieczerzy gospodarz nalewał z butelki do czarki wódkę i mówił do żony: - "Daj Boże zdrowie i żebyśmy szczęśliwie doczekali drugiej wigilii"; - "Napij się zdrów, daj Boże, daj Boże" - odpowiadała gospodyni. Potem piła do kogoś młodszego itd. Dzieciom wódki nie dawano, dla nich było słabe wino, ale i do niego gospodyni dolewała kompotu z suszonych jabłek. Kapustę podawano przy końcu i duszono ją, aby rodziły się twarde główki kapusty (Wierchomla). Po jednej łyżce strawy kładziono na siano pod obrus, a po trzy łyżki odkładano dla zwierząt domowych lub dla tych, którzy pomarli z najbliższej rodziny. Na końcu podawano kompot z suszonych owoców.
Znany i powszechny jest zwyczaj pozostawiania wolnego miejsca przy stole wigilijnym. Trudno ustalić jego genezę. Wolne miejsce przy stole jest przeznaczone dla przygodnego gościa, którego przyjmując traktuje się rodzinnie. Pozostawiając wolne miejsce przy stole wyrażamy serdeczną pamięć o naszych bliskich i drogich, którzy nie mogą spędzić świąt razem z nami. Wolne miejsce przy stole oznaczać może również członka rodziny, który zmarł lub też w ogóle pamięć o wszystkich zmarłych z rodziny.
W tradycji łemkowskiej nie było w zwyczaju prosić na kolację, ani sąsiadów, ani nawet kogoś z bliskiej rodziny. Każdy gospodarz spożywał kolację tylko z domownikami. Ludzie mogli przychodzić do siebie, ale dopiero po kolacji. Zapraszano jednak na wieczerzę tych co nie prowadzili domu albo mieszkali samotnie. Również przygodnego gościa, który wszedł w progi domu traktowano jak swego. Przyjmowano go gościnnie, częstowano połaznykiem, zapraszano do stołu, udzielano noclegu i zatrzymywano na święta. Gość był darem, widziano w nim Chrystusa. Czasami specjalnie proszono ubogiego, ponieważ miał on przynieść szczęście (Tylicz, Nowa Wieś). Dawano mu potem odzież i pieniądze (Muszynka). W Żegiestowie specjalnie opóźniano wieczerzę aby mógł przyjść ubogi.
Wieczerzę wigilijną spożywano w stroju odświętnym i przywiązywano do tego wielką wagę, szczególnie w takich miejscowościach jak Powroźnik, Tylicz, Słotwiny.
Wieczerzę kończono wspólną modlitwą. Odmawiano Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierzę w Boga, wezwanie za zmarłych. W miejscowości Łosie po skończonej modlitwie wszyscy domownicy obchodzili stół dookoła trzy razy i za każdym razem całowali jego rogi, a w Wawrzce, obchodząc stół trzymano się za ręce na znak rodzinnej jedności.
UROCZYSTE WSENOCZNE (PASTERKA).
Po kolacji należało iść do cerkwi. Przed wyjściem wszyscy musieli myć się pieniędzmi. Gospodarz dawał po parę monet, każdy zanurzał rękę z monetami do szaflika z wodą i pocierał twarz, żeby przez cały rok pieniądze się go trzymały.
Do cerkwi gospodarze wybierali się w wełnianych spodniach (chołoszniach) z białej lub czarnej wełny, obuwali kierpce (kerpci), albo rzadziej buty skórzane (skirni), wkładali gunię (huniu), na wierzch chuhę (czuchu), a na głowę barankową czapkę (szapku). Chłopcy chodzili w guniach, czuhy nie nosili.
Gospodynie na nogi zakładały przeważnie buty z miękkiej skóry, ubierały spódnice ze słowackiego kretonu, zwanego "spiskim", krótkie białe kożuchy z Węgier, na głowie zawiązywały chustki "tybetki", a na plecy zarzucały wielkie wełniane chusty. Dziewczęta obuwały kierpce, albo wysokie sznurowane trzewiki. Ubierały się w spódnice z kaszmiru, gorsety (horsety) albo serdaki (serdaky), a chustki nosiły tak jak gospodynie.
Tak poubierani szli do cerkwi i choć na dworze nieraz mróz aż trzeszczał, im nie było zimno. Cerkiew, odwieczne centrum życia duchowego w ziemskiej wędrówce Łemków, stanowiła dla wielu z nich miejsce bezpieczne, azyl wytchnienia, a zarazem źródło najgłębszych przeżyć. Tej nocy drewniane cerkiewki zapełniały się ludźmi. Z przodu stawały dzieci, a za nimi starsi. W kryłosie10 siedzieli diacy11. Przed każdym z nich leżała wielka księga pisana cyrylicą, okapana woskiem ze świec. Główny diak - dyrygent znajdował się na chórze, a przy nim cała grupa śpiewaków-chórzystów.
Cerkiew była przystrojona stosownie do charakteru uroczystości. Wokół obrazów umieszczono wieńce z Izatyny, do których dziewczęta przyczepiały kolorowe kwiatki wykonane z bibuły (Banita, Powroźnik, Tylicz, Nowa Wieś). Ustawiono po dwie choinki przy wejściu oraz po obu stronach carskich drzwi12 (Powroźnik, Wojkowa, Żegiestów). Choinki nie były przystrajane ani oświetlane (Szczawnik). Na ołtarzach kładziono białe, świeżo uprane obrusy.
Odprawiano tzw. Poweczerie13 lub utrenię14 w należności od tego w jakim czasie ta pasterka miała miejsce. Godziny odprawiania pasterki były różne w różnych miejscowościach. Na przykład w Tyliczu o godz. 20°°, w Czyrnej o godz. 2°°, w Szczawniku i Nowej Wsi o godz. 4°°, a w Wierchomli o godz. 6°°. Wieczorem odprawiano poweczerie, a nad ranem utrenię.
ZWYCZAJE, WRÓŻBY I WIERZENIA RELIGIJNE - POKARM DLA ZWIERZĄT.
Przed wieczerzą, gdy były gotowe już wszystkie potrawy, gospodarz z dziećmi szedł do obory. Gospodarz szedł na przedzie ze świeczką niosąc w ręczniku kawałki chleba, a w każdym kawałku po ząbku czosnku dla każdego zwierzęcia. Gdy przeszli próg obory, to każda osoba mówiła trzy razy: "Ponaj Bih, na szczestia, na zdrawia, na tot Nowy Rik". Przy końcu gospodarz odpowiadał: "Daj Boże szczestia".
Poczynając od najstarszej krowy, każdej dawali kawałek chleba z czosnkiem, aby bydło było zdrowe i aby się żadne nieszczęście nie przytrafiło. Potem szli do boiska, brali wszyscy po naręczu siana i zakładali bydłu za drabinki, aby bydło wieczerzało razem ze swoim gospodarzem.
Po wieczerzy zbierano do jednego naczynia po trochę z każdej potrawy i gospodyni obdarowywała tym zwierzęta domowe. Resztki wysypywano rogaciźnie do żłobów, na pamiątkę, że się Pan Jezus narodził w żłobie (Tylicz, Muszynka). Psu dawano chleb z czosnkiem, żeby był zły i "ostry" jak czosnek (Czyrna). Wynosiły jedzenie panny, aby zaszczekał, z której strony przyjdzie narzeczony (Wierchomla). Resztki z wieczerzy dawano krowom, koniom, owcom, kozom, ale nigdy nie dawano kurom i świniom. Część wlewano do butelek na przechowanie i używano później jako leku w chorobach zwierzęcych (Żegiestów).
WRÓŻBY I WIERZENIA DNIA WIGILIJNEGO.
W tradycji ludowej dzień wigilijny jest przede wszystkim dniem wróżb i licznych zabiegów o charakterze magicznym, mających zapewnić pomyślność w nadchodzącym roku. Istniało przekonanie, że każda czynność i zachowanie w ciągu tego dnia może mieć znaczenie w przyszłym roku: spowodować szczęście i powodzenie lub odwrotnie - biedę i niepomyślność. Wierzono, że to co się robi w wigilię (i jak się robi) będzie miało wpływ na życie człowieka w ciągu następnego roku. Dzieci uważały więc, żeby ich nie skrzyczano i nie zbito, bo tak by je traktowano w przyszłym roku. Nie powinno się w tym dniu płakać, bo płakałyby przez cały rok, a w zagrodzie nie byłoby szczęścia. Należało unikać kłótni, żeby w nadchodzącym roku panowała harmonia i zgoda. Domownicy w wigilię starali się wstać jak najwcześniej rano, żeby przez cały następny rok wcześnie wstawać do pracy w polu.
W dniu wigilijnym przestrzegano też różnych zakazów magicznych zabezpieczających przed nieszczęściem w przyszłym roku; powodzenie i nieszczęście z kolei można było zapewnić sobie i najbliższym przez wykonywanie w tym dniu określonych czynności. W wigilię więc nie wolno było niczego dać ani pożyczać z domu, bo z darowaną lub pożyczoną rzeczą w tym dniu można było wynieść dostatek i powodzenie z zagrody. Dziewczęta starały się w wigilię uprząść choć kawałek nitki, żeby mieć w przyszłości pracowitego męża15.
U Łemków dostatek i powodzenie w zagrodzie starano się zapewnić przez wzięcie w dzień wigilijny jakiejkolwiek zapłaty. Wszyscy starali się więc coś w tym dniu sprzedać, albo wykonać jakąś pracę za wynagrodzeniem. Dobrze było w dniu wigilijnym pożyczyć pieniędzy u Żyda, gdyż zapewniało to dobrobyt.
Wykonywano też szereg zabiegów mających zapewnić urodzaj na przyszły rok. Na przykład, gdy w sadzie rosło drzewo, które nie owocowało, to gospodarz szedł z siekierą, aby je ściąć. Każde drzewo gospodarz okręcał powrósłem, mówiąc przy tym: "Żebyś nam w lecie dobrze obrodziło". Przy drzewie, które nie dawało owoców, albo rodziło ich mało, gospodarz brał do rąk siekierę, zamachiwał się i krzyczał: "Porąbię cię na drwa, bo nie rodzisz owoców!". Wtedy jeden z chłopców towarzyszących mu wołał: "Tato nie rąbcie, ono już będzie rodziło!" Gospodarz rzucał siekierę w śnieg, brał powrósło i okręcał drzewo, które na drugi rok miało się "poprawić”.
Mniej więcej w tym samym czasie gdy gospodarz rozmawiał z sadem, gospodyni wyjmowała chleb z pieca. Wraz z chlebem wyjmowała również kilka rozżarzonych węglików i nadawała im nazwy poszczególnych zbóż i innych roślin uprawnych. Ten węglik, na którym osadziło się najwięcej popiołu, wróżył największy urodzaj. W Szczawniku wyjmowano z pieca tyle węglików ilu było członków rodziny. Węglik, który zgasł najwcześniej, wróżył najrychlejszą śmierć jednemu z domowników. W Czyrnej wyjmowano z pieca dwanaście węglików, które w zależności od ilości popiołu wróżyły pogodę na poszczególne miesiące roku (im więcej tym lepsza pogoda).
Wigilia była też dniem licznych wróżb dotyczących urodzaju, zamążpójścia i przyszłości w nadchodzącym roku. Urodzaj owoców wróżył szron na drzewach w wigilijny poranek. Gdy w noc wigilijną jasno świeciły gwiazdy, był to znak że kury będą niosły dużo jajek lub latem będzie dużo stogów w polu (Jastrzębik). Wiatr w wigilię zwiastował urodzaj w sadach (Tylicz), a śnieg urodzaj na grzyby (Powroźnik). Wróżono pogodę na cały rok od rana do wieczora. Dwanaście godzin dnia wigilijnego prognozowało i oznaczało pogodę na dwanaście miesięcy w ciągu nadchodzącego roku. Gdy dzień wigilijny był pogodny, wróżyło to nieurodzaj, gdy był pochmurny, pomyślność w polu i w oborze. Uważano też aby w czasie prac w kuchni nie rozlać wody, bo to wróżyło powódź w następnym roku. Gdy wiatr nadmuchał wiele śniegu, a jego fałdy wyglądały jak pokoszona trawa, to miało oznaczać, że na łąkach wyrośnie wielka trawa. W ogóle Łemkowie mówili: "jaka zima, takie lato". jak zima była ostra, śniegu było dosyć dużo, a mrozu nie brakowało i nie puszczał (nie było roztopów), to i lato miało być dobre - nie mokre i ciepłe z piękną pogodą16.
Wśród wróżb wigilijnych wyróżniały się zabiegi i działania dziewczęce dotyczące przyszłego zamążpójścia. Najpospolitszą wróżbą było liczenie dranek w płocie. Liczono na przemian: kawaler - wdowiec. Dziewczęta rozpoczynały liczenie od słupka i kończyły na następnym słupku. Powszechnie wróżono także z narąbanych drew przyniesionych do izby z własnego lub kradzionych z cudzego podwórka. jeżeli ich liczba była parzysta, był to znak, że panna wyjdzie za mąż, jeśli nieparzysta - miała czekać do następnego roku. Nasłuchiwano także, z której strony pies zaszczeka, z tej bowiem miał nadejść przyszły mąż. Gdy pies zaszczekał do okna, to w tym domu w przyszłym roku spodziewano się wesela (Tylicz).
Przez cały dzień, aż do wieczerzy wigilijnej zachowywano ścisły post. Szczególnie niezamężne dziewczęta pilnie przestrzegały postu, gdyż miało im to zapewnić dobrego męża. Nie wolno było również jeść nic świeżego, np. warzyw czy owoców, aby czyraki nie robiły się na ciele (Muszynka, Krynica, Wierchomla, Nowa Wieś). Uważano, aby nie dmuchać w ogień, co miało powodować krosty w nadchodzącym roku. Domownicy przewiązywali się słomianymi powrósłami, aby mieć zapewnione zdrowie i siłę. Niektórzy szli w tym dniu do swego lasu lub sąsiada "kraść" drewno. Nie chodziło tu o kradzież prawdziwą, tylko o przyniesienie np. patyka czy trzaski schowanej w kieszeni, ale tak, aby nikt po drodze "kradnącego" nie zauważył.
W ramach porządków domowych, po upieczeniu, należało wybielić zakopconą czeluść koło pieca, aby nie było "snitoho Berna" (śnieci). Gazdynia po wybieleniu pieca siedziała na "prypecku", żeby kury dobrze kwokały. Podczas pieczenia chleba kobiety podskakiwały, aby ciasto lepiej wyrosło. Gospodyni krzątała się przy kuchni z "powismem" (pasmem) lnu założonym pod rąbek zapaski, co miało zapewnić urodzaj lnu.
WRÓŻBY PODCZAS WIECZERZY WIGILIJNEJ.
Wieczór wigilijny był najwłaściwszą porą wróżenia. Wróżby dotyczyły przede wszystkim pomyślności w plonach (co zdawałoby się wskazywać na pierwotnie agrarny charakter święta), a także oczywiście szczęścia osobistego. Zważano na to, by liczba osób zasiadających do wieczerzy była parzysta, co chronić miało przed śmiercią w przyszłym roku. W pobliżu stołu stawiano maślniczkę i "dijniczok", czyli skopiec do dojenia, żeby krowy nie kopały, cepy, aby było co młócić, kądziel i wrzeciono, żeby rodził się len.
Przed samą wieczerzą gospodyni kładła do miski ziele, rozcierała nad ogniem i paliła je, a wszyscy po kolei nachylali nad tym głowy i trzymali otwarte usta, aby spalić złe myśli, słowa i aby bieda ich się nie czepiała. Główna potrawa wigilijna - "keselycia" - musiała być gęsta, żeby i śmietana na ten rok była dobra. Przy wieczerzy z każdej strawy gospodarz brał odrobinę i odkładał do garnka dla dusz zmarłych, aby w "świat-weczir' nie były głodne. A przed jedzeniem kutii nabierał jej trochę na drewnianą łyżkę i dmuchał do góry, do powały. Jeśli kutia przylepiła się do niej to był znak, że najbliższy rok będzie urodzajny. Podczas jedzenia grzybów wytrzeszczano oczy, aby latem mieć szczęście w szukaniu grzybów (Tylicz). Gdy świeczka na stole świeciła się płomieniem prosto do góry, to będzie urodzaj (Czyrna). Robiono bobalki w kształcie kłosa, aby ptak nie wydziobywał zboża (Wawrzka).
Dzieci od czasu do czasu wybiegały na dwór popatrzeć czy pięknie świecą gwiazdy. Gdy świeciły jasno, a noc była cicha, księżycowa, oznaczało to, że kury w najbliższym roku będą się dobrze niosły (Jastrzębik). Gdy po zakończeniu wieczerzy dmuchano świecę i dym kierował się do progu - wróżyło to śmierć, gdy się ścielił po izbie - wesele.
Podczas wieczerzy obowiązywał cały szereg nakazów, których należało przestrzegać. Nie wolno było np. siadać do stołu mając nieuregulowane długi. Nie wolno było się opierać o stół, żeby się w lecie zboże "nie zwaliło"; trzeba było natomiast przez cały czas siedzieć na powróśle, żeby się krowy i gęsi nie rozbiegały (Łosie). Po wieczerzy pastuch związywał razem łyżki i kładł do siana pod obrus, żeby się bydło trzymało kupy.
WRÓŻBY I WIERZENIA WIECZORU WIGILIJNEGO.
Wieczór wigilijny uważano także za szczególnie nadający się do przepowiadania pogody, urodzajów, zamążpójścia. Dużą rolę odgrywała tutaj obserwacja zjawisk atmosferycznych.
Do dzisiaj dosyć powszechny jest zwyczaj, że przez dwanaście dni dzielących Boże Narodzenie od Jordana obserwuje się pogodę. Każdy dzień odpowiada według kolejności jednemu miesiącowi w roku. W zależności od tego jaka jest pogoda w danym dniu, taka będzie w odpowiadającym mu miesiącu. Jeśli dzień był pogodny, a w nocy padał śnieg lub deszcz, przepowiadano że pierwsza połowa miesiąca będzie ładna a druga brzydka i na odwrót.
Pogoda tego wieczoru pozwalała również wnioskować o dobrym lub złym urodzaju. Jeśli niebo było wygwieżdżone, mówiono że kury się będą dobrze niosły, jeśli zaś niebo było zasnute chmurami, oznaczało to że krowy będą się dobrze doiły, a w związku z tym będzie dużo mleka, masła, sera. Po wieczerzy gospodarz wychodził na podwórko i patrzył na sople wiszące na drzewach. Jeśli były duże, było cicho i spokojnie, to mówiono że rok będzie urodzajny.
W niektórych miejscowościach przepowiadano urodzaj z obserwacji żarzących się węglików. Po wieczerzy gospodyni wróżyła na węglach, kiedy trzeba będzie sadzić kartofle. Wyjmowała ona z pieca dwa rozżarzone węgielki i każdy z nich nazywała: "to wczesny ziemniak, a to późny ziemniak". Gdy węgielek "wczesny ziemniak" pokrył się szybciej popiołem, był to znak, że na przyszły rok trzeba ziemniaki sadzić szybko i na odwrót, jeśli pokrył się popiołem "późny ziemniak", to znak, że ziemniaki trzeba sadzić później.
Po skończonej wieczerzy panny wychodziły na podwórze i wołały. Skąd odezwało się echo lub pies zaszczekał, stąd mieli przyjść swatowie. Wróżyły też sobie i swoim przyjaciółkom, która wyda się w najbliższym roku. Kładły bobalki na ławce jeden obok drugiego, każdy bobalek przeznaczając sobie i swoim przyjaciółkom. Potem puszczały kota, a znakiem zamążpójścia było zjedzenie przez kota bobalka. Rzecz jasna, wyjść za mąż miała ta z dziewcząt, której przypisano wcześniej zjedzony bobalek.
Po wieczerzy rzucano źdźbła słomy (lub nawet trochę potrawy, np. groch) do powały. Jeśli coś się przyczepiło się do stropu, to był znak że w przyszłym roku będzie urodzaj, a z ilości przyczepionych słomek, czy resztek potrawy, wróżono ile będzie kop zboża. Można też było dowiedzieć się, co czeka rodzinę w nadchodzącym roku. Gdy ktoś po wieczerzy obiegał dom trzy razy dookoła, mógł w jego oknach zobaczyć to co wydarzy się w tym domu i jakie będą losy domowników. Gdy ukazał się welon, oznaczało to rychłe zamążpójście, kołyska wróżyła powiększenie się rodziny, a trumna zgon kogoś z najbliższych. Była to zabawa przeznaczona tylko dla odważnych.
Po wieczerzy wigilijnej przychodzili chłopcy "na podłazy", tj. z życzeniami świątecznymi do domów, gdzie były panny na wydaniu. Przyjście kawalera "na podłazy" było rozumiane jako rodzaj deklaracji i oznaka poważnych zamiarów w stosunku do dziewczyny. Domownicy wraz z odwiedzającymi śpiewali kolędy, częstowano się też wódką, której przez cały Adwent nie pito. Dzieci figlowały na podłodze wyścielonej słomą, skradały się do choinki, aby coś interesującego zerwać dla siebie.
Noc wigilijną uważano za szczególną. Istniało powszechne przekonanie, że w tę noc zwierzęta mówią ludzkim głosem. Rozmowy zwierząt miały się toczyć o północy. Dotyczyło to przede wszystkim bydła. Rozmawiały ze sobą zwykle woły i krowy. W różnych wersjach informatorzy opowiadali o gospodarzu, który chciał koniecznie podsłuchać tę rozmowę i usłyszał o własnej śmierci, która rzeczywiście nastąpiła w wyznaczonym przez zwierzęta czasie.
Wierzono również w cudowną przemianę wody w wino. W tym celu gospodynie wychodziły o północy z konewkami po wodę do studni lub potoku. Przyniesioną wodę podawano do wypicia wszystkim domownikom, aby uchronić ich przed chorobami w nadchodzącym roku.
DZIELENIE SIĘ PROSFORĄ.
Podczas wieczerzy wigilijnej ludzie dzielą się prosforą, taką samą jakiej kapłan używa w liturgii. jest to dobrze wypieczony, kwaszony, pszeniczny chleb, w drobnych kosteczkach. W niektórych miejscowościach prosfora miała też inne nazwy, np. "dora" (Tylicz) lub "proskura" (Powroźnik, Roztoka). Prosfora musiała być uprzednio poświęcona przez księdza. Dzielenie się prosforą było symbolem rodzinnej zgody i miłości. Ta atmosfera rodzinnej serdeczności była spotęgowana jeszcze przez wigilijne przemówienie ojca rodziny i życzenia wzajemnie sobie składane z tej okazji. Ojciec rodziny przeważnie mówił: "Pozwolił nam Boh dożdati światoj weczerii, daj że Boże dożdati szcze światoho Rizdwa, w szcześciu i zdrawiu prowesti roczok światyj i na druhij rik welyji doczekati".
Niekiedy zamiast prosfory do tego samego celu używa się połaznyka. jest to niewielki chleb razowy przypominający swoim kształtem osełkę masła. Chleb łamano a nie krajano nożem, dzielono się nim i składano życzenia. Przeważnie życzono sobie zdrowia. Na sądeckiej Łemkowszczyźnie nie notuje się zwyczaju smarowania połaznyka lub prosfory miodem, jak to ma miejsce wśród Łemków mieszkających dalej na wschód.
W miejscowościach o ludności mieszanej (Krynica, Żegiestów), ludność łemkowska przejęła od ludności polskiej opłatek. Prosforę albo opłatek pozostawiano też dla gości lub znajomych (Tylicz, Czyrna), połaznyk natomiast dawano również zwierzętom. Koniom np. dawano połaznyk z czosnkiem. Nigdy jednak nie dawano połaznyka świniom (Powroźnik).
PRZYPISY:
1 J. Wysocki, Rytuał rodzinny, Olsztyn 1984, s. 68-69.
2 Liturgikom Lwów 1905, s. 44.
3 Kutia (koliwo) - nazwa pokarmu będącego mieszaniną gotowanej pszenicy z makiem, miodem i owocami. Keselycia - żurek łemkowski, potrawa postna przyrządzana z kwasu owsianego.
4 Ten zwyczaj praktykowano we wszystkich wsiach Łemkowszczyzny.
5 Por. R. Reinfuss, Łemkowie - opis etnograficzny, Kraków 1936 s. 20.
6 Minule jalinky, w: Prawosławny] cerkownyj kalendar, Warszawa 1974, s. 83.
7 J. Wysocki, Rytuał rodzinny, Olsztyn 1984, s. 82.
8 O podobnym zwyczaju na wschodniej Słowacji wspomina Josyf Warchoł, Żelazo w tradycji ludowej, w: Narodnyj kalendar 1987, Bratysława - Preszow 1986, s. 202.
9 Prosfora - nazwa chleba kwaszonego przeznaczonego do sakralnego użytku przy sprawowaniu Mszy w liturgii bizantyjskiej, odpowiednik opłatka w Kościele rzymsko-katolickim.
10 Kryłosy - w cerkwi boczne strony miejsca przed ikonostasem przeznaczone dla chórzystów i psalmistów.
11 Diak - w Kościele prawosławnym i grecko-katolickim: kleryk, psalmista.
12 Carskie wrota (drzwi królewskie) - dwuczęściowe drzwi zamykające wejście środkowe ikonostasu w świątyniach bizantyjskich. Na skrzydłach carskich wrót umieszczone są ikony przedstawiające scenę Zwiastowania i czterech ewangelistów. Zwykle zamknięte, otwierane są tylko w niektórych momentach akcji liturgicznej.
13 Poweczerie - kompleta, jedna z godzin kanonicznych, oficjum w liturgii bizantyjsko-słowiańskiej.
14 Utrenia - jutrznia, jedna z godzW kanonicznych, oficjum w liturgii bizantyjskosłowiańskiej.
15 Por. U. Janicka-Krzywda, Rok Karpacki, Kraków 1986, s. 17.
16 Por. Jak kulisi wouożyli pohodu i urodżaj, w: Nasze Słowo 48 (1971).
Władysław Augustyński / Łemkowska obrzędowość dnia wigilijnego // Almanach Sądecki.- R.X nr 4 (37), Nowy Sacz 2001