Z tęsknoty za Florynką / Anna Rydzanicz.- Przegląd Prawosławny, 2009, nr 6
Na uroczystości, w której wzięło udział ponad dwieście osób, nie zabrakło dawnych mieszkańców Florynki oraz ich dzieci i wnuków, przybyłych z Ziem Zachodnich oraz tych, którzy po 1956 roku powrócili na Łemkowszczyznę. – Od 62 lat nigdy jednocześnie tylu Łemków nie było we Florynce – powiedział Jan Dziadyk ze Złotoryi na Dolnym Śląsku, urodzony tutaj w 1939 roku, inicjator poświęcenia krzyży i zarazem „Pierwszego Zjazdu Florynczan”.
otoczona zielonymi wzgórzami, rozciąga się kilka kilometrów wzdłuż dróg z Nowego Sącza do Wysowej oraz z Grybowa do Krynicy, w dolinie rzeki Białej. Liczy nieco ponad trzysta numerów. Murowane
domy przeważają, bo łemkowskich chyż zostało w niej niewiele. Dawni mieszkańcy są dumni z tego, że się tutaj urodzili. Niegdyś jedna z najbogatszych wsi klucza muszyńskiego, nadanego przez
Władysława Jagiełłę biskupom krakowskim, istniejąca już w XIV wieku pod nazwą Flornikowa, a w 1574 roku lokowana ponownie na prawie wołoskim z zasadźcą Klemenem Vorhaczem, odegrała niepoślednią
rolę w historii Łemków. Stała się kolebką łemkowskiej inteligencji. W 1914 roku sporą część jej mieszkańców osadzono w Talerhofie. 5 grudnia 1918 roku na miejscowej plebanii, nazywanej od
nazwiska ówczesnego proboszcza o. Wasyla Kuryłły – Kuryłówką, dziś rzymskokatolickiej, o. Dymitr Chylak przemawiał do zebranych na wiecu pięciu tysięcy Łemków z
ponad trzystu wsi. Wtedy to zawiązała się Narodowa Republika Łemków we Florynce. W ubiegłym roku, w 90. rocznicę tamtych wydarzeń, Stowarzyszenie Łemków zamierzało odsłonić pamiątkową tablicę,
ale uroczystości ostatecznie nie zorganizowano.
Władykę chlebem i solą Michał Romaniak z Michałowa koło Lubina, rocznik 1937, w otoczeniu własnej rodziny, witał
Spoczywają tam od przeszło czterech stuleci mieszkańcy Florynki i Wawrzki, z łemkowska zwanej Wafką, wierni tutejszej parafii. Obok gospodarzy duchowni, nauczyciele, lekarze i prawnicy.
– Krzyż jest obroną dla wszystkich nas żyjących. Jest także ozdobą cerkwi, ponieważ każda świątynia jest nim zwieńczona. Na krzyżu Jezus Chrystus oddał życie. Jego krew – spadając – omija czaszkę
Adama, zbawia ludzkie grzechy. Krzyż jest podporą wiary. My, poprzez krzyż, otrzymaliśmy łaskę Bożą. Stawiany na mogiłach w świecie chrześcijańskiego Wschodu i Zachodu, czyni je miejscem świętym
– mówił w homilii po poświęceniu ośmioramiennego krzyża władyka Adam, doskonale znający jego siłę w trudnych chwilach. Hierarcha, urodzony we Florynce w 1926 roku, pamięta,
podobnie jak inni starsi obecni na uroczystościach, że jeszcze po wojnie krzyże, kute z żelaza, wręcz artystycznej roboty, stały tu jeden przy drugim. Stały też przy drogach, przy wjazdach do wsi
i nie przechodzono obok nich obojętnie. Krzyże dziękczynne lub kapliczki pojawiły się w prawie każdej wsi po zniesieniu pańszczyzny. We Florynce od strony Kąclowej oraz na drugim końcu wsi, od
strony wsi Polany. Kiedy szalały epidemie, fundowano krzyże błagalne. Później krzyże jubileuszowe - na 1000-lecie chrztu Rusi i 2000-lecie chrześcijaństwa. Hierarcha podkreślił, że krzyż na te
ziemie przynieśli, sto lat przed oficjalnym przyjęciem chrztu przez księcia Włodzimierza, uczniowie św.św. Cyryla i Metodego.
– To wyraz wielkiej tęsknoty za rodzinnymi stronami oraz duchowego pojednania z tymi, którzy spoczywają w tej ziemi – mówił o święcie, stojąc na grobach przodków, władyka Adam. – To nasz wkład w
zjednoczenie się żywej Cerkwi na ziemi z tą w niebiosach. Chociaż rozsiani po całym świecie, pamiętamy w modlitwach o nich. Nie mamy też czego wstydzić się, bo nasza kultura jest
przebogata.
Następnie na cmentarzu należącym dziś do miejscowej parafii rzymskokatolickiej,
otwartym siedemdziesiąt jeden lat temu, poświęcono drugi krzyż. Teren w centrum wsi, w pobliżu dwóch cerkwi św. Archanioła Michała, grekokatolickiej i prawosławnej (w 1928 roku 232 rodziny
powróciły do prawosławia, przy grekokatolicyzmie pozostało ich 52), zakupiono pod koniec lat 30. Służy mieszkańcom Florynki od 12 lipca 1938 roku po dzień dzisiejszy. W 1947 roku wysiedlani
prawosławni zostawili mogiły 76 dorosłych i 27 dzieci, a grekokatolicy – 7 dorosłych i 4 dziecięce groby. Na nowym cmentarzu znajduje się też grób zmarłego w 1942 roku o. ijereja Piotra
Rudia, proboszcza z Kamianej. W czasie panichidy czytano imiona pogrzebanych tu wiernych. Wypominano również tych, którzy zmarli z dala od domu, bez pochówku.
– Moja babcia, wysiedlona z Chełmszczyzny w dzień św.św. Piotra i Pawła, powróciła do swej wsi. Co roku podczas święta dziękuje za to Bogu. Wam nie było to dane, ale pamiętacie o rodzinnej wsi,
swej ziemi. Te dwa krzyże są tego dowodem – mówił w homilii, wygłoszonej na nowym cmentarzu, nawiązując do słów arcybiskupa Adama, biskup gorlicki Paisjusz. – Krzyż dla każdego
chrześcijanina jest symbolem zbawienia oraz zwycięstwa dobra nad złem. Ludzkie dobro, serce oraz nasza wiara w dniu dzisiejszym triumfują.
Władyka Paisjusz zwrócił się do wójta gminy Grybów Piotra Kroka oraz Ludwika Grybla, sołtysa Florynki, a także obecnych i byłych jej mieszkańców z serdecznymi
podziękowaniami za udział w uroczystościach. W imieniu arcybiskupa Adama oraz duchowieństwa diecezji przemysko-nowosądeckiej serdecznie podziękował ordynariuszowi diecezji tarnowskiej Kościoła
rzymskokatolickiego, biskupowi Wiktorowi Skorcowi, za zgodę na postawienie krzyża na nowym cmentarzu. Biskup Paisjusz podziękował również proboszczowi miejscowej parafii oraz
wszystkim katolikom Florynki i ludziom dobrej woli, którzy opiekują się cmentarzem. W przededniu święta św.św. Piotra i Pawła powiedział, że ekumeniczne modlitwy będą wznosić jednoczący
chrześcijan apostołowie. Arcybiskup Adam pamiątkowymi dyplomami nagrodził o. Władysława Kaniuka, o. Lubomira Worhacza oraz Jana Dziadyka.
Teofil Dubec nie doczekał we Florynce swych 21. urodzin. 28 czerwca 1947 roku,
brakowało do nich zaledwie dziewiętnaście dni. Na nowym cmentarzu zostawiał świeżą mogiłę zmarłego w 1946 roku ojca, Jana. – Dla młodego człowieka było to straszne przeżycie. Wydawało mi się, że
wiozą nas na śmierć – wyznaje pan Teofil. – Tego lata zapowiadał się wyjątkowy urodzaj.
Miał szczęście, że po drodze uniknął przesłuchań na stacji w Grybowie i w Oświęcimiu. Na Dolnym Śląsku jednak wzywany był wraz z kuzynem równolatkiem, dzisiaj władyką Adamem, na przesłuchania do
Wrocławia.
Jan Dziadyk zapamiętał niedzielę antypaschy 1946 lub 1947 roku. Stał, trzymając mamę za rękę, przy mogile swego dziadka Jana Dziadyka, a proboszcz, o. Stefan Biegun, modlił się
wśród drewnianych krzyży, wystających z usypanych mogił.
Rodzina o. Władysława Kaniuka, proboszcza parafii w Hańczowej, w 1947 roku była jedyną, której nie objęto Akcją Wisła. Dziadek Aleksy, nazywany Leszkiem, był dróżnikiem. Pojechał
do dyrekcji w Nowym Sączu, aby zdać wszystkie swe obowiązki. Niespodziewanie okazało się, że Kaniukowie mogą zostać. – Trzy miesiące się nie rozpakowywaliśmy, bo nie wierzyliśmy, że tu
pozostaniemy – wspomina Jan Kaniuk, wówczas siedemnastoletni chłopak. Jedyną rodziną w opuszczonej Florynce byli zaledwie kilka dni, ponieważ chętnych na gospodarstwa w zamożnej
wsi nie brakowało. W ciągu tygodnia osadnicy zajęli co drugie, aby w ten sposób otrzymać więcej ziemi. Niezasiedlone chyże przeznaczano na opał. Liczba numerów szybko zmniejszyła się do
120.
Wybudowaną w 1931 roku prawosławną cerkiew wkrótce rozebrano. Z materiału ze świątyni zbudowano w okolicach Stróż kościół rzymskokatolicki. Część jej wyposażenia przeniesiono do miejscowego
kościoła rzymskokatolickiego, do niedawna cerkwi grekokatolickiej.
– Tęsknota za rodzinnymi stronami była nie do opisania – wyznaje Teofil Dubec. Kiedy przyjechał po raz pierwszy, miał mieszane uczucia. Żal i gniew przelał na ludzi, którzy tu mieszkali. Kiedy
wszedł z żoną do dawniej swego domu, gospodyni wyraziła pretensję, że zostawili jej byle co.
Jan Dziadyk po raz pierwszy po wysiedleniu przyjechał w latach 60. i od razu ścieżka, którą chodził do babci i stryjów, szkoły oraz do cerkwi, zaprowadziła go do chyży, gdzie się urodził.
Mieszkająca tam rodzina przyjęła go serdecznie. Potem często odwiedzał swój rodzinny dom. – Nie mieliśmy do Twarogów żalu, że tam zamieszkali, bo przecież to nie ich wina – wyznaje.
Teofil Dubec zawsze najpierw odwiedzał zadbaną mogiłę ojca. O opuszczone groby na nowym cmentarzu dbała rodzina Kaniuków. Jan Kaniuk po latach żonę, Natalię z Koziarów, urodzoną
też we Florynce, przywiózł z Michałowa. W roku 1983 rodzina przeprowadziła się do nowego domu, wybudowanego obok starej chyży. Podobnie inni mieszkańcy wsi, bo dachy z gontów zaczęły przeciekać.
mogiły tratowało bydło. Potok Mostysza, podczas powodzi występując z koryta, podmywał mogiły, tak że kości zmarłych bielały w słońcu. – Najpierw rozebrano ogrodzenie starego cmentarza – mówi Jan
Kaniuk. Po powodzi w 1964 roku kamienie z cmentarza, nagrobków i ogrodzenia posłużyły do wykonania zabezpieczeń przeciwpowodziowych. Nowy właściciel tego terenu wywoził je też na sprzedaż.
Dubecowie powrócili w 1982 roku do Hańczowej. Wtedy Teofil postawił ojcu nagrobek. Interweniował też w sprawie starego cmentarza, na którym czaszki poniewierały się koło mogił.
W czerwcu 2002 roku, podczas wyjazdowej sesji Sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych Stefan Hładyk zwrócił uwagę parlamentarzystów na rozrzucone szczątki. W 2003
roku na koszt gminy Grzybów dokonano ekshumacji. W kwietniu 2004 roku cmentarz zwrócono Cerkwi, przypisując parafii w Hańczowej. Latem tego roku pochowano trumnę ze szczątkami dawnych
florynczan.
Kiedyś pan Dziadyk przypadkiem spotkał na cmentarzu władykę Adama. – Co tu robisz Waniu? – ucieszył się dostojnik. – Władyko, gdzie człowiek się wylęgnie, tam
– zażartował. Jan Dziadyk jest znany z ogromnego patriotyzmu oraz poczucia humoru. – Która na Łemkowszczyźnie wieś zaczyna się na literę „k”? – pytał znajomych. – Kamiana, Królowa Ruska –
odpowiadali. – Kras Florynka – dowcipnie objaśniał, bo „kras” po łemkowsku oznacza „piękna”. Co roku 6 września przyjeżdża do Gorlic.
Po święcie w 2006 roku ze smutkiem dowiedział się, że kilka dni wcześniej zmarła babcia Twarogowa. Rok później postawił nagrobek dziadkowi Janowi. W ubiegłym roku, po liturgii w
gorlickiej cerkwi, podszedł do Teofila Dubeca z pytaniem, co sądzi o postawieniu krzyży na cmentarzach w rodzinnej wsi. Ten ucieszył się, ale wątpił, czy projekt emerytowanego dyrektora banku się
ziści. W marcu Jan Dziadyk napisał do pana Teofila list, a ten, niezwłocznie zatelefonował do przychylnego idei władyki Adama.
W projekt zaangażowali się dziekan gorlicki, o. Roman Dubec, oraz o. Lubomir Worhacz z Legnicy, których korzenie wywodzą się z Florynki. Powołano komitet, który wystosował pismo
do dwudziestu dwóch parafii diecezji wrocławsko-szczecińskiej. – Uznaliśmy, że do idei stawiania krzyży – symbolu tragedii narodu, mogą przyłączyć się też ludzie niekoniecznie związani z Florynką
– mówi Jan Dziadyk.
Na apel odpowiedzieli Łemkowie nie tylko z Polski. Stefania i Wasyl Ciołkowie ofiarnie zbierali pieniądze na ten cel w Stanach Zjednoczonych.
– Nad wszystkim czuwa łaska Boża. Dwa tygodnie padały deszcze, a jednak udało się zamontować te krzyże, wcześniej zaś otrzymać zezwolenie na postawienie krzyża na nowym cmentarzu – mówi Teofil
Dubec. On sam wykonał drewniany szablon krzyża.
Za pieniądze, które zostały ze zbiórki, komitet zamierza uporządkować stary cmentarz, a w przyszłości postawić tam niewielką kapliczkę, gdzie można będzie odprawiać panichidy.
Wieczorem, po wsienocznym, w przedsionku cerkwi w Hańczowej można było obejrzeć stare fotografie, dokumentujące życie mieszkańców Florynki na Łemkowszczyźnie i Dolnym Śląsku. Natomiast w
Zespole Szkół Rolniczych spotkanie arcybiskupa Adama z uczestniczącymi w uroczystościach wiernymi, w którym wzięli też udział biskup gorlicki Paisjusz oraz Juraj, biskup diecezji
michałowsko-koszyckiej z Cerkwi Ziem Czeskich i Słowacji, uświetnił koncert chóru „Zoria”, kierowanego przez Annę Dubec, córkę Teofila, oraz chóru katedry św. Jerzego ze Lwowa
pod dyrekcją o. prot. Wasilija Kalinczuka.
– Dzisiejszy dzień okazał się kamieniem milowym w historii Florynki – mówili zgodnie starsi uczestnicy uroczystości.
Anna Rydzanicz
fot. autorka