Cisza… tylko w oddali gdzieś potoki pluszczą,
Lub wichry, przelatując nad zmartwiałą puszczą,
Swym świstem grozę dzikiej powiększą natury.
Trasa: Zatwarnica – Tworylne – Terka
Długość trasy około 17 km, czas przejścia do 7 godzin
Trasa prowadzi nieużywanymi, starymi wiejskimi drogami wzdłuż bezludnej doliny Sanu. Czy jedna z piękniejszych to rzecz gustu, ale na pewno jedna z ciekawszych tras
bieszczadzkich, gdyż wiedzie przez tereny dawnych wsi. Ładne widoki na Otryt i masyw Połoniny Wetlińskiej, ślady dawnego życia, czyli pozostałości cmentarzy, ruiny cerkwi, fragmenty
zabudowań. Miejscami słabo oznakowana, przydaje się mapa i kompas…
Przewodniki zalecają początek trasy w centrum Zatwarnicy. Jest ona również punktem wyjścia do Wetliny przez Suche Rzeki i Przełęcz Orłowicza oraz na Dwernik Kamień. Trasa
jest do przejścia jednorazowo pod warunkiem, że do Zatwarnicy dotrzemy niezależnym środkiem komunikacji. Ja niestety byłem ograniczony własnym pojazdem, więc trasę podzieliłem na dwa etapy.
Pierwszy, z Zatwarnicy przez Hulskie do Krywych i z powrotem. Drugi etap to Terka – Studenne – Tworylne. Dzięki temu nie musiałem się spieszyć i mogłem zobaczyć inne ciekawostki, jak na przykład
wodospad Szepit na potoku Hylatym.
Przyjechałem do Zatwarnicy jedyną publiczną drogą od Smolnika, przez Chmiel i Sękowiec. Na końcu wsi, za przystankiem autobusowym, skręciłem w lewo w wąziutką asfaltową dróżkę.
Przejechałem mostek nad potokiem Głębokim i po kilku minutach zatrzymałem się przy punkcie wydobycia ropy naftowej. Tu kończy się asfalt i dalej już można wędrować pieszo. Po kwadransie
przyjemnej wędrówki polną drogą dotarłem do wodospadu Szepit na potoku Hylatym. Wodospad jest tu może zbyt szumną nazwą, raczej jest to kaskada o łącznej długości około ośmiu metrów. Jest to
największy i najbardziej efektowny wodospad w Bieszczadach. Wracając, zatrzymałem się przy przystanku autobusowym i oznakowaną ścieżką poszedłem do miejsca w którym kiedyś stał młyn. Oprócz
tablicy informacyjnej niewiele śladów pozostało. Nawet potok zmienił koryto i zaczął płynąć kanałem młynówki, a dawne koryto zamuliło się.
Przemieściłem się na drugi koniec wsi i za znakami czerwonymi i niebieskimi skręciłem w lewo w polną wyboistą drogę. Po prawej stronie minąłem, na niewielkim wzniesieniu,
współczesny kościółek. Droga stopniowo pięła się ku górze, osiągnąwszy szczyt Wierszek zaczęła stopniowo opadać w kierunku doliny potoku Hulskiego. W miejscu gdzie droga skręca ostro w lewo
dochodzi do niej z prawej strony dróżka ze znakiem "zakaz ruchu…" Zatrzymałem samochód na
poboczu i schodząc jakieś 100 metrów, doszedłem do ruin murowanej cerkwi w Hulskiem. Obok znajdują się pozostałości dzwonnicy parawanowej i cmentarza. Kilkaset metrów w dół potoku istnieje jedyne zamieszkałe gospodarstwo dawnej wsi. A tuż za nim nad samym Sanem ruiny młyna. Stąd, poprzez widoczne wzgórze Ryli, mógłbym dojść do kolejnej nieistniejącej wsi Krywe.
Po prawej roztaczał się widok na dolinę Hulskiego. A po lewej przepięknie prezentowała się dolina Krywego. Na północy ciągnął się długi zalesiony wał Otrytu. Błękitne niebo, kilka obłoków i skąpana w słońcu soczysta zieleń doliny – coś niebywale wspaniałego. Na środku doliny, na niewielkim wzgórku wśród drzew, okazałe ruiny murowanej cerkwi. Stałem samotnie zapatrzony w dolinę, dookoła żywego ducha, gdzieś w górze śpiewały skowronki. Miałem wrażenie, że z doliny dochodzą do mnie wiejskie głosy: rżenie koni, skrzypienie kół, miarowe metaliczne stukanie kowalskiego młota. Niestety to tylko złudzenie… Ciekawa rzecz, kilka lat temu też tak stałem, ale byłem zafascynowany czymś innym. Wówczas trawa sięgała mi do pasa i miałem wrażenie, że łąka ożywa i unosi się cała. Niesamowita ilość przeróżnych owadów zaczęła krążyć wokół mnie i grać harmonią niezliczonych dźwięków. Tym razem łąka była skoszona i nic nie bzyczało.
Niestety auto czekało, więc wróciłem i pojechałem dalej drogą, przejechałem potok Hulski i dotarłem do rozwidlenia dróg. Tu skręciłem w prawo, w wąską drogę wiodącą pod górę. Na zalesionym szczycie znak "zakaz ruchu…" uniemożliwiał kontynuację jazdy. Zatrzymałem samochód na czymś w rodzaju parkingu i dalej ruszyłem na północ czerwonym szlakiem. Po kwadransie wędrówki stanąłem na wzgórzu Ryli (zwane też Szczołb), na rozstaju niebieskiego i czerwonego szlaku.
Zacząłem schodzić w dolinę, najpierw odkrytym zboczem, później wzdłuż kępy drzew, dalej łąką. Ścieżka dobrze oznakowana tyczkami prowadziła mnie prosto na wzgórze z ruinami cerkwi. Przekroczyłem podmokłą dolinkę i łagodnie podszedłem do wierzchołka wzgórza Diłok. Znajdują się tu ruiny okazałej dziewiętnastowiecznej cerkwi i dzwonnicy oraz nieliczne nagrobki dawnego cmentarza. Wśród ruin czas na chwilę zadumy… Poszedłem ścieżką przez cmentarz i doszedłem do ruin dworu. Tu zbiegają się szlaki, niebieski, czerwony i tu też kończy się ścieżka przyrodnicza. Można wędrować dalej w kierunku Tworylnego, ale bardzo słabo oznakowanym szlakiem. Ja ze względu na ograniczenie czasowe musiałem wracać do samochodu. Planowałem wrócić czerwonym szlakiem obok gospodarstwa agroturystycznego i bazy lubelskiej Akademii Medycznej. Jednak bobry skutecznie moje plany pokrzyżowały. Zatamowały potok i nie mogąc znaleźć brodu wracałem niebieskim szlakiem, przez cmentarz i łąkę na wzgórze Ryli.
Drugą część trasy (Terka – Studenne – Tworylne) w pierwszej wersji planowałem przejść w dniu następnym. Ponieważ są to trasy krajobrazowo podobne, a odcinek Zatwarnica – Krywe szedłem w maju, więc kolejny postanowiłem pokonać w jesiennych barwach i dlatego cdn…
Tekst i zdjęcia: Andrzej Banach, 8 czerwiec 2011r.