Tęsknota w książkach / Anna Rydzanicz.- Przegląd Prawosławny, 2003, nr 6
- Chodzę po moich rodzinnych górach. Czuję zapachy i widzę kolory, dusza rwie mi się do nich - wzdycha Adam Barna, kiedy mówi o swoich snach.
Sny pana Adama odzwierciedlają jego długoletnią tęsknotę za miejscem urodzenia. To miejsce to wieś Czarne w dawnym powiecie gorlickim, gdzie urodził się w 1926 roku. Pan Adam jest
mieszkańcem Legnicy od 1952 roku, ale zanim tu zamieszkał dzieciństwo i młodość spędził na ukochanej Łemkowszczyźnie, opuszczając ją miał dwadzieścia lat. Pamięta więc każdą zagrodę, dom, pejzaż
okolicy, który nagle, w czerwcu 1947 roku, trzeba było porzucić i jechać wagonami towarowymi z rodziną i dobytkiem w nieznane.
- Z ojcem i braćmi zbijaliśmy skrzynie na sprzęty domowe, bo wiedzieliśmy, że nie unikniemy exodusu - wspomina. Mieszkańców sąsiedniej Radocyny wywieziono dwa tygodnie
wcześniej.
Nikt nie pamiętał, że Łemkowie też mieli swój udział w II wojnie światowej. Ojciec pana Adama, Stefan, z kolegami w 1943 roku przeprowadzał, ryzykując życiem, polskich oficerów przez
granicę słowacką.
Wojna do Czarnego zawitała 2 września 1939 roku szumem nadlatujących niemieckich bombowców, w oddali słychać było wybuchy pocisków, później okazało się, że zbombardowały lotnisko w
Krośnie.
Odtąd dla trzynastolatka skończył się czas spokoju. Niemcy mieli swoje plany wobec młodych Łemków, zmuszając ich do pracy na rzecz Trzeciej Rzeszy. W pobliskich Gorlicach, Jaśle i
Przeworsku działały niemieckie młodzieżowe hufce pracy Baudienst. Nie chcąc tam trafić, ukrywał się po okolicznych wsiach, często uciekał do rodzinnej wsi swojej matki Anny - Świątkowej Wielkiej.
Ukrywając się uniknął wywiezienia do Niemiec na roboty.
9 maja 1945 roku zastał go pod Pragą w szeregach armii radzieckiej, gdzie trafił po akcji agitacyjnej wiosną w ostatnim roku wojny, aby walczyć z hitlerowcami. Tak naprawdę to nie
był koniec wojny, tylko
początek końca.
Wracając spod Kołomyi w sierpniu, na stacji w Chyrowie zobaczył swoich krajan, jak napisał później w książce "Urywek ciernistej historii wsi Czarne na Łemkowszczyźnie 1870 - 1970", u
bram raju, gdzie przechodzili długą kwarantannę przed drogą na wschód.
- To już nie była ta sama wieś, pozostało w niej tylko jedenaście rodzin - nie kryje żalu pan Adam. Dwa lata później pozostałych mieszkańców przesiedlono na zachód.
Nowy rozdział życia pana Adama miał miejsce w Chobieni koło Rudnej na Dolnym Śląsku.
- Zaraz po przyjeździe spotykaliśmy się i śpiewaliśmy łemkowskie pieśni wśród swoich, to było lekarstwo na tęsknotę za rodzinnymi stronami - wspomina tamte czasy. Trzeba było jednak
żyć i podjąć pracę.
Pracował przy tamach regulacyjnych na Odrze jako majster, był urzędnikiem i księgowym w Urzędzie Gminy w Chobieni. W 1952 roku zamieszkał w Legnicy, otrzymał przeniesienie służbowe i
posadę instruktora głównych księgowych. Swoją pracę starał się, jak podkreśla, zawsze wykonywać uczciwie, aby z czysto ludzkiego punktu widzenia nigdy nikomu nie zaszkodzić.
Obecnie Adam Barna jest psalmistą w cerkwi Zmartwychwstania Pańskiego w Legnicy, ale jak mówi, od najmłodszych lat był
związany z cerkwią.
Panu Adamowi dane było urodzić się w pobożnej rodzinie.
Matka Anna z domu Kohut, choć była prostą kobietą, znała cerkiewnosłowiański, zadbała o edukację religijną dzieci. Wcześnie dostrzegła, że z braci najwięcej zainteresowania sprawami
religijnym wykazuje mały Adaś, postanowiła nauczyć go czytać. Mając sześć lat radził sobie całkiem nieźle.
- Mama zaszczepiła we mnie miłość do Boga i cerkwi - mówi pan Adam.
Dalszą opiekę pedagogiczną objął nad nim ksiądz Jerzy Pawłyszyn, zachęcając go do pogłębiania wiedzy religijnej. To jemu przysługiwał do liturgii jako uczeń do 1939 roku. Pomagał też
czytać diakowi, bo tak na Łemkowszczyźnie nazywano psalmistę, podczas nabożeństwa Wielkiego Piątku.
Z tamtego okresu w pamięci utkwiła wizyta we wrześniu 1934 roku biskupa ostrowsko-wołyńskiego Szymona z okazji obchodów dwudziestolecia śmierci ks. Maksyma Sandowicza. Wtedy z
przejęciem dźwigał za biskupem palicę.
Podczas tych uroczystości, 8 września, cztery kilometry od mogiły ks. Sandowicza, między Żdynią a Czarnem, miało miejsce poświęcenie pomnika i kaplicy w intencji męczennika oraz
ofiar Talerhofu. Obchody należały do największych w tamtych czasach, uczestniczyło w nich ponad pięć tysięcy wiernych.
- Zgodnie z panującym zwyczajem biskup wizytował parafie swej diecezji zawsze w latach parzystych. Tak też w 1938 roku na Łemkowszczyźnie odchodzono z jego udziałem 950 rocznicę
Chrztu Rusi - wspomina pan Adam.
Psalmistą został tuż przed wysiedleniem. Wraz z matką w Poniedziałek Wielkanocny czytali w trakcie liturgii. Był maj 1947 roku, miesiąc później, 10 czerwca, mieszkańców wsi
Czarne objęto Akcją Wisła.
Na Dolnym Śląsku życie religijne Łemków pomimo wielu trudności zaczęło odradzać się dość szybko. Jedno z pierwszych nabożeństw odbyło się 14 listopada 1947 roku, w dzień św.św. Kosmy
i Damiana, we wsi Studzionki. Psalmistą był pan Adam. Dojeżdżał tam rowerem do 1957 roku. Na jego oczach powstawała diecezja wrocławsko-szczecińska, w miejscu szczególnym, na ziemiach
odzyskanych.
Od kilku lat nosił się z zamiarem napisania kroniki diecezjalnej, obejmującej okres od 1947 roku do czasów obecnych.
Powroty do Czarnego
w jego życiu miały posmak goryczy, zaprawiony żalem za tym, co nieuchronnie minęło.
Chyże zburzono, a ziemię przejął Zespół Hodowli Zarodowej w Siarach. Jednak w dekretach wysiedleńczych ówczesne władze pominęły mieszkańców wsi Czarne i Długie, więc w sensie prawnym
ich ziemia powinna nadal należeć do nich. Sprawa w Sądzie Rejonowym w Gorlicach ciągnie się od 1996 roku. Jak pisze, odbywa się sąd nad zmarłymi. Starostwo powiatowe i nadleśnictwo w Gorlicach
wniosły sprawę przeciw nieżyjącym właścicielom i ich potomkom o pozbawienie praw własności do gruntów i lasów.
Po raz pierwszy postanowił wrócić w 1957 roku, kiedy to odpowiedział na ogłoszenie zamieszczone w Gazecie Gorlickiej przez jedną z instytucji poszukującą księgowego. Nie zrażał go
stan zniszczonego Czarnego, ani brak rodzinnego domu. Rozczarowaniem okazała się wizyta w dziale kadr owej instytucji. Powiedziano mu wprost: - Niestety, takich jak pan nie wolno nam przyjmować,
bo pan jest Łemkiem.
Ten fakt ostudził chęć powrotu Adama Barny w rodzinne strony, sprawił, że wrócił na Dolny Śląsk, tam założył rodzinę.
Po latach wizyty na "zielonej pustyni", bo tak nazywa rodzinną wieś i inne opuszczone, w których nikt nie zamieszkał, przybrały charakter podróży sentymentalnej i dydaktycznej.
Okazją ku temu stały się w latach osiemdziesiątych Łemkowskie Watry, na które zjeżdżały się całe rodziny. Wtedy to nadarzała się okazja, aby pokazać dzieciom to szczególne miejsce, bliskie jego
sercu.
Przygoda z pisaniem
w życiu pana Barny zaczęła się już na emeryturze.
- Jak pisać, to z celem - uznał i w 1987 roku podjął pracę nad monografią rodzinnej wsi. Inspiracją dla niego było "Nad Niemnem" Orzeszkowej, malownicze opisy przyrody i tęsknota za
rodzinnymi stronami.
Nie zastanawiał się też długo nad językiem swoich książek. Pierwszeństwo przyznał łemkowskiemu, dzięki temu świat przedstawiony w nich jest wiarygodniejszy. Własnym językiem opowiada
o sobie. Ma to swój klimat.
Pierwsza praca ukazała się w 1996 roku, potem następne. Jest ich w dorobku Adama Barny kilka. Między innymi zbiory pieśni łemkowskich i przyśpiewek weselnych, których zbieranie było
jego pasją już od wczesnej młodości. Na pytanie, komu dedykuje swoje książki, odpowiada, że dzieciom i wnukom, a przede wszystkim młodemu pokoleniu, po to by historię i obyczaje przodków ocalić
od zapomnienia.
"Moje wspomnienia -
rysunek z rodzinnej wsi”, to jego ostatnia, jeszcze nie wydana książka. Tym razem napisana w języku polskim, aby dotrzeć do szerszego grona czytelników. Adam Barna mówi ze smutkiem o
asymilacji młodego pokolenia Łemków i niechęci sięgania po literaturę napisaną we własnym języku.
Prawie w każdej ...wsi były szkoły i karczmy oraz po dwie cerkwie, z wyjątkiem wsi Rozstajne, Żydowskie, Ożenna...w latach 1926 - 1928 prawie wszyscy mieszkańcy...powrócili do swojej
dawnej wiary przodków, do wiary prawosławnej... - pisze we wstępie. Mówi o istnieniu cerkwi do roku 1945 i 1947, kiedy to na skutek decyzji politycznych usunięto rdzennych mieszkańców,
przesiedlając ich bądź na Ukrainę, bądź później na Ziemie Odzyskane.
Wydawałoby się, że z tej przyczyny wsie te stały się największą "zieloną pustynią" w tej części Karpat... że te wsie są obecnie miejscami świętymi, gdyż jak dotąd nikt na dłużej nie
może osiedlić się, ponieważ żyje tam jeszcze prawdziwy duch łemkowski.
Anna Rydzanicz
fot. ze zbiorów Adama Barny
Przegląd Prawosławny nr 6 (czerwiec 2003)