Jest w Legnicy ulica

   Ulica Jaworzyńska jest jedną z głównych arterii Legnicy, prowadzącą z południa do centrum miasta. Z lewej strony odbiega od niej jedna z najkrótszych ulic - Zofii Kossak- Szczuckiej, przedtem Janka Krasickiego, a do 1945 roku Marthaheim. Zbiegiem okoliczności w połowie lat 90., w sąsiedztwie funkcjonującej tu od 1975 roku cerkwi prawosławnej Zmartwychwstania Pańskiego, w budynku dawnej szkoły podstawowej nr 10, znalazły siedziby dwie, niezwykle ważne dla kultury łemkowskiej w Polsce, instytucje - Łemkowski Zespół Pieśni i Tańca Kyczera oraz Stowarzyszenie Łemków. Śmiało można więc powiedzieć, że na ulicy Kossak-Szczuckiej w Legnicy dominuje duchowa i materialna kultura mniejszości narodowych.

   Przed ponad stu laty było inaczej. W XIX wieku bieg życia na ulicy Marthaheim wyznaczała działalność kościoła ewangelickiego. Parafia ewangelicka obrządku staroluterańskiego obsługiwała głównie diakonię oraz dom starców. Budowę kościoła, w którym dziś mieści się cerkiew, zakończono w 1833 r. W 1912 roku parafia przeszła we władanie Kościoła ewangelicko-augsburskiego. Prawdopodobnie do 1850 r. po stronie zachodniej znajdował się mały cmentarz, na którym spoczywali podopieczni pobliskiego domu starców.
   - Dziś, kiedy dawni wierni odwiedzają to miejsce, tłumaczę im, że nasze losy były podobne - mówi o. Lubomir Worhacz, proboszcz legnickiej parafii prawosławnej.
   Powojenne losy społeczności prawosławnej na ziemi legnickiej nie były łatwe. Pierwszych prawosławnych o. Jarosław Tyczyno odnalazł w Jaworze. Tam w poewangelickim kościele Pokoju odbywały się pierwsze nabożeństwa. Jednak większe skupisko wiernych w okolicach Legnicy sprawiło, że ks. Tyczyno zaczął tutaj poszukiwać siedziby. Pierwsze nabożeństwo odprawiono 15 lutego 1948 roku w prywatnym mieszkaniu Anatola i Olgi Iwanowych przy ulicy Piekarskiej. Liczba wiernych szybko rosła.
   - Na początku lat 50. parafia liczyła 150 rodzin, podobnie jak obecnie. Liczba parafian jest nie większa niż 200 rodzin - twierdzi o. Worhacz.

Kościół przy Marthaheim
Kościół przy Marthaheim

   W 1950 roku gościny prawosławnym wiernym udzielił pastor Zajączkowski i nabożeństwa odbywały się w bocznej kaplicy kościoła ewangelicko-augsburskiego św. Marii, jednej z najstarszych i najpiękniejszych świątyń w Legnicy.
   Ówczesną parafię tworzyli Rosjanie, Ukraińcy, Grecy i Łemkowie. Struktura parafii ulegała jednak zmianom. Większość Greków wróciła do kraju. W legnickiej cerkwi pozostały tylko trzy rodziny grecko-macedońskie. Dzieci wiernych z Chełmszczyzny niestety nie ma już w parafii. Silny był i pozostał za to pierwiastek łemkowski. Dziś do cerkwi przychodzi już trzecie i czwarte pokolenie mieszkańców Izb, Bielicznej, Piorunki, Binczarowej i Florynki.
   W kościele przy ulicy Janka Krasickiego pastor Messler odprawiał po niemiecku nabożeństwa do 1955 roku, kiedy to ostatni wierni wyjechali do Niemiec. Budynek stał zamknięty i niszczał do początku lat 70. Za zgodą konsystorza, w porozumieniu z ówczesnym biskupem wrocławsko-szczecińskim Aleksym, z inicjatywy pastora Zajączkowskiego świątynię odsprzedano parafii prawosławnej. Zaczęła im służyć w 1975 roku, po gruntownym remoncie i uroczystym poświęceniu. Latem 1977 roku w mieście wylała Kaczawa, woda popłynęła szerokim korytem ulicą Jaworzyńską, nie oszczędzając cerkwi, w której poziom wody sięgał metra. Parafianie pamiętają, jak pontonami pływano wewnątrz, ratując mienie. Remont przeprowadzono powtórnie, ale powódź pozostawiła trwałe ślady na ścianach.
   Pracownicy radzieckiej jednostki wojskowej, żołnierze i ich rodziny mieli zakaz przychodzenia do cerkwi. Uległo to zmianie pod koniec lat 80.
   - Księgi metrykalne pękały w szwach. Ochrzczono setki wiernych i udzielano ślubów. Rosjanie garnęli się do cerkwi. Bywało, że jednego dnia ślub brało pięć par - proboszcz przywołuje czasy swych poprzedników: o. o. Bazylego Litwiniuka i Eugeniusza Bójki.
   Ostatnie przed wyjazdem wojsk radzieckich z miasta Święta Paschy miały niepowtarzalny charakter. Setki ludzi stały na ulicy przed cerkwią, bo wewnątrz zabrakło miejsca. Dziś spośród tamtych ludzi zaledwie kilkoro pozostało w parafii. Często ich małżeństwa są nieszczęśliwe, rodziny rozbite. Chcąc zostać w Polsce zawierali tu pochopnie związki, które nie przetrwały próby czasu.

budynek dawnej dziesiątki
budynek dawnej dziesiątki

   Do końca lat 80. obok cerkwi, od strony ulicy Jaworzyńskiej, stały dwa stare budynki należące do miasta, mieszczące świetlicę parafialną, kuchnię i zaplecze socjalne. To właśnie tam w końcu lat 80. zaczął działać amatorski teatr łemkowski, powstawało Stowarzyszenie Łemków, odbywały się pierwsze próby Kyczery, wtedy będącej jeszcze zachodnią filią Łemkowyny z Bielanki. I nagle okazało się, że stan techniczny budynków nie pozwala na ich dalszą eksploatację. Rozebrano je, jednak plac parafia mogła nabyć po okazyjnej cenie, tym bardziej że nie udało się jej zakupić budynku w Kwadracie, byłej enklawie radzieckiej. Tak więc w 1995 r. rozpoczęto budowę domu parafialnego.
   Z o. Worhaczem spotykam się w przylegającej do cerkwi małej salce, gdzie na co dzień odbywają się lekcje religii.
   - Tu, od chwili rozbiórki toczy się nasze życie parafialne - wyjaśnia. - Na spotkania parafialne niestety jest za mała.
   W nowym budynku planuje się utworzenie Ośrodka Prawosławnego Rusinów, który zajmie się rozwojem życia intelektualnego parafian.
   - Zamierzamy organizować odczyty, utworzyć archiwum, bibliotekę i czytelnię, bo dzięki Cerkwi przetrwała nasza kultura i tożsamość narodowa, chociaż Cerkiew jest apolityczna i ponadnarodowa - podkreśla ks. Worhacz.
   Katechezą objętych jest siedemdziesięcioro dzieci. Lekcje religii odbywają się w języku łemkowskim. Początki bywały trudne, ale z czasem, metodą prób i błędów, dzieci się „rozgadały”. Teraz komunikacja we własnym języku nie stanowi problemu. W przyszłym ośrodku proboszcz zamierza zorganizować pomoc charytatywną dla dzieci z uboższych rodzin, często dojeżdżających do Legnicy, utworzyć świetlicę, w której mogłyby się zatrzymać.
   Byli wierni odwiedzają dawny kościół. Do tradycji ewangelickiej należą obchody okrągłych rocznic konfirmacji. Przed rokiem piętnaście osób odwiedziło cerkiew z okazji pięćdziesiątej rocznicy. Przychodzi młodzież niemiecka ze szkół współpracujących ze szkołami legnickimi, głównie z Wuppertalu, gdzie mieszka większa część byłych legniczan. Starsze pokolenie drobiazgowo porównuje pierwotny stan budynku z dzisiejszym.
   Dla obecnych parafian cząstką przeszłości jest prawosławny krzyż z Izb. Nie jest pewne, czy był częścią kopuły cerkiewnej, czy zwieńczeniem bramy wejściowej. Kilka lat temu udało się go odzyskać dzięki staraniom ks. Andrzeja Kwoki i zaangażowaniu parafian. Do krzyża dorobiono kopułę i poświęcono w święto Podniesienia Krzyża Świętego.

O. Lubomir Worhacz
O. Lubomir Worhacz

   Parafianie starają dbać o pamiątki z przeszłości, tradycję. - Pamiętają, ale wiedzą, że trzeba iść do przodu. Gdzie cerkiew, tam część narodu. Opatrzność sprawiła, że znaleźli się tu, aby dawać świadectwo wiary prawosławnej - podsumowuje legnicki proboszcz.
   Po drugiej stronie ulicy Kossak-Szczuckiej trzykondygnacyjny budynek z czerwonej cegły stoi w sąsiedztwie placu manewrowego do nauki jazdy. Jeszcze dziesięć lat temu plac był boiskiem szkolnym, a budowla legnicką "dziesiątką".
   - Starania o ten budynek zaczęliśmy w 1997 roku - mówi Jerzy Starzyński, dyrektor Kyczery, łemkowskiego zespołu pieśni i tańca.
   Poprzednią siedzibę zespołu władze miasta przeznaczyły do rozbiórki przed terminem wygaśnięcia umowy najmu. W zamian proponowano kilka miejsc, m.in. w Kwadracie. Jerzy Starzyński przeprowadził dziesiątki rozmów i oględzin. Dzięki staraniom i życzliwości kilku osób udało się otrzymać byłą "dziesiątkę". Do dziś w środowisku krąży anegdota, że gdyby nie zbliżająca się wizyta papieża w Legnicy, nigdy by jej Łemkom nie przekazano. Przed tak doniosłym wydarzeniem nie wypadało się spierać.
   Starzyński z grupą zaangażowanych ludzi uznał, że w tym miejscu można by powołać Centrum Kultury Łemkowskiej, w szerszym aspekcie - mniejszości narodowych. Ideą próbowano zainteresować Stowarzyszenie Łemków i inne organizacje mniejszości narodowych. Początkowo do tej inicjatywy podchodzono sceptycznie. Ostatecznie drugą połowę budynku otrzymało Stowarzyszenie Łemków. Kyczerze swoją część udało się pod koniec 1998 r. wykupić na własność za dziesięć procent wartości. Sumę i tak dużą dla zespołu rozłożono na sześć rocznych rat. Ostatnią spłacono przed czasem w 2002 roku, dzięki ofiarności Fundacji Współpracy Polsko - Niemieckiej. To pozwoliło opracować strategię rozwoju Centrum. Dzięki pomocy doktor Urszuli Zboruckiej z Wyższej Szkoły Menedżerskiej opracowano statut przyszłej instytucji. Niestety, do dziś nie rozpoczęła działalności.
   - Do naszego pomysłu próbowaliśmy przekonać wizytującą nas w 1999 roku Sejmową Komisję ds. Mniejszości Narodowych i Etnicznych, minister Wnuk-Nazarową - mówi Starzyński.
   Dalsze starania to kolejne wyjazdowe posiedzenie tejże Komisji. Nie pomogło zaproszenie przez Kyczerę dwa lata później Komisji Kultury Sejmiku Dolnośląskiego. Na ręce jej przewodniczącego, prof. Leona Kieresa, złożono petycję dotyczącą powołania Centrum z ponad tysiącem podpisów. Niestety, do dziś zespół nie otrzymał odpowiedzi. W ubiegłym roku Jerzy Starzyński, dyrektor Festiwalu Mniejszości Narodowych i Etnicznych "Pod Kyczerą", jedynego w Legnicy wydarzenia o charakterze międzynarodowym, zwrócił się do prezydenta miasta z prośbą o spotkanie z przedstawicielami inteligencji łemkowskiej w sprawie powołania Centrum. Niestety, także i tym razem odpowiedzi nie otrzymał.

Łukasz Woźniak
Łukasz Woźniak

   - Plany dotyczące ośrodka pozostają w sferze marzeń. Władze nie reagują na nasze inicjatywy - podsumowuje rozgoryczony Starzyński.
   A przecież w budynku dzieje się dużo ciekawego. Regularnie, w czterech grupach wiekowych, odbywają się próby Kyczery dla ponad stu osób. Najnowszym pomysłem dyrektora jest Kyczerka, najmłodsza grupa. W piątki i soboty na próby przychodzi kilkadziesiąt dzieci. To miejsce żyje.
   W budynku znajduje się biblioteka o największym na Dolnym Śląsku księgozbiorze poświęconym Łemkom. Tu mieści się również Izba Etnograficzna. Zgromadzono w niej stare zdjęcia, dokumenty, stroje i przedmioty codziennego użytku. Przekazane przez ludzi w 1997 roku na wystawę "Łemkowie na Dolnym Śląsku w latach 1947-1997" stały się stałą ekspozycją, od kilku lat pokazywaną w różnych miejscowościach Dolnego Śląska - w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, w Głogowie, Lubinie.
   Tu też odbywają się koncerty, wystawy i spotkania związane z największym w Europie Międzynarodowym Festiwalem Mniejszości Narodowych i Etnicznych "Pod Kyczerą". Tu organizowane są spotkania Łemków i Serbołużyczan. Gościły zespoły z Ukrainy i Słowacji. "Na Kossak", tak mawia się o tym obiekcie, organizowane są spotkania z innymi mniejszościami narodowymi ziemi legnickiej, biesiady. Odbywają się też konferencje poświęcone Łemkom.
   - Mam wrażenie, że to wszystko dzieje się spontanicznie i nieco chaotycznie. Lepiej by było, gdyby projektami zajmował się sztab profesjonalnie przygotowanych ludzi na etatach - wzdycha Jerzy Starzyński.
   Po piętnastu latach odczuwa niemoc, choć z jednej strony zdaje sobie sprawę z siły oddziaływania Kyczery. W czasie trzynastu lat pracy przez zespół przewinęło się trzysta osób. Zintegrowała się młodzież z różnych wyznaniowo domów. Młodzi ludzie docenili wartość własnej kultury i języka. I prawdopodobnie, gdyby nie Kyczera, wielu miałoby problemy z poczuciem tożsamości. Bywa, że zimą brakuje węgla na ogrzanie pomieszczeń, a sześćdziesięcioro dzieci w kurtkach nie myśli zrezygnować z prób.
   Młodzi ludzie garną się do Kyczery. Przychodzą też do Stowarzyszenia Łemków, na lekcje łemkowskiego prowadzone przez Łukasza Woźniaka, nauczyciela, który jak mało kto zna wartość ojczystego języka. Jako mały chłopiec znalazł się po 1947 roku w obcym środowisku. Trzmiel, mała dolnośląska wieś, stała się nowym miejscem życia dla kilku rodzin.
   - Było nas razem osiemnaścioro i nikt nie mówił inaczej niż po łemkowsku. Nikt z dzieci i młodzieży nie wyrzekł się tego języka. Gdzieś we mnie tkwi powinność mówienia we własnym języku - przekonuje Łukasz Woźniak.
   Nie mógł pogodzić się z tym, że dzieci w łemkowskich domach mówią po polsku. W 1992 roku MEN zatwierdził program nauczania języka łemkowskiego. Podręczniki napisali łemkowscy pedagodzy. Po latach widzi efekty swojej pracy. Dzieci rozmawiają po swojemu. Wśród starszych są tacy, którzy myślą o studiach w krakowskiej Akademii Pedagogicznej na wydziale filologii rosyjskiej z elementami języka łemkowskiego, ostatnio bardzo popularnym kierunku. W tym roku o jedno miejsce ubiega się sześć osób. W ubiegłym roku szkolnym na lekcje łemkowskiego na "Kossak" uczęszczało ponad czterdzieścioro dzieci i młodzieży. Zajęcia dostosowywane są do grup wiekowych.
   Marzeniem pana Łukasza, grającego na skrzypcach, jest utworzenie orkiestry młodzieżowej, bo dużo ucz-niów uczy się w szkole muzycznej.
   - Sala lekcyjna jest skromna, umeblowana starymi ławkami, ale u dzieci chęć poznania własnego języka bierze górę. To cieszy i mobilizuje do pracy - oświadcza.
   W klasie powieszono tablicę ze słowami Aleksandra Duchnowycza, wybitnego łemkowskiego pedagoga i myśliciela:
   
   Ja Rusyn był, jesm i budu
   Ja rodyłsia Rusynom
   Czesnyj mij rid ne zabudu
   Ostanu joho synom.

Anna Rydzanicz

fot. archiwum parafii i autorka

Przegląd Prawosławny nr 8 (sierpień 2005)